Fallschirmjäger nad Bydgoszczą?
Dodane przez admin dnia Kwietnia 01 2010 11:24:41
Robert Grochowski

Fallschirmjäger nad Bydgoszczą?


Niniejsze opracowanie stanowi fragment większego artykułu p.t. ,,Wybrane aspekty działań bojowych jednostek Armii ,,Pomorze" od 1 do 6 września 1939 roku w kontekście wydarzeń bydgoskiej ,,krwawej niedzieli", zamieszczonego w t. XXVII i XXVIII Kroniki Bydgoskiej. Niniejszy szkic nie rości sobie prawa do wyczerpania tematu, tym bardziej, że od czasu jego publikacji ukazały się nowe źródła i opracowania historyczne.

Jednym z mitów usankcjonowanych przez literaturę przedmiotu jest udział niemieckich spadochroniarzy w działaniach dywersyjnych na obszarze Bydgoszczy [1]. Trudno obecnie dociec jego genezy, pewnym jest natomiast, że funkcjonował on w świadomości mieszkańców i szeregowych żołnierzy już od pierwszych dni wojny. Spadochroniarze, nazywani ówcześnie paraszutystami, mieli być zrzuceni z samolotów 2 września przynajmniej w trzech miejscach na obrzeżach miasta, a następnie włączyć się do akcji na jego ulicach.
Pierwsza strefa lądowania miała znajdować się w lasach podbydgoskiego Łęgnowa, co z całą powagą relacjonuje ówczesny starosta bydgoski Julian Suski: ,,Wieczorem w sobotę [2 września - dop. autora] zdarzyły się wypadki ostrzeliwania polskich oddziałów wojskowych na przedmieściach Bydgoszczy, w tym w Łęgnowie Bydgoskim. Strzały te przypisywano paraszutystom niemieckim, zrzuconym w sobotę z rana w lasach koło Łęgnowa. Część z tych paraszutystów zdołano ująć, ale sądzono, że inni ukryli się w Łęgnowie" [2]. Druga strefa znajdowała się w Lesie Gdańskim, a sam zrzut obserwował około godziny 21.30 Stanisław Matuszewski, podoficer 15 pal, jadący w tym czasie wozem wojskowym ze Smukały do Bydgoszczy: ,,Jadąc jasną nocą widziałem, jak samoloty zrzuciły około 80 skoczków. (...) Desant ten był zrzucony na Las Gdański, znajdujący się przy samym moście, przy koszarach 61 pułku piechoty" [3]. Trzecia obejmować miała z kolei lotnisko oraz lasy w rejonie ulicy Szubińskiej, co poświadcza urzędnik sądowy Antoni Szynka: ,,Tego samego dnia, tj. 2 września, wraz z innymi obserwowałem zrzut skoczków spadochronowych nad lasami w rejonie ul. Szubińskiej i lotniska. Ja twierdziłem, że są to spadochroniarze niemieccy, ale inni mówili, że jest to z pewnością pomoc z Anglii" [4]. W złożonym później aneksie do cytowanej relacji świadek modyfikuje nieco pierwotną wersję wydarzeń, stwierdzając: ,,Zaznaczam, że jeszcze w sobotę, 2 września 1939 roku, moi znajomi (jeden z nich nazywał się Gackowski czy Gładkowski) zawiadomili policję, że w pobliżu lotniska Niemcy zrzucili licznych spadochroniarzy, ale odpowiedziano im, że to nasi ćwiczą" [5].



Rys. 1. Przebieg działań bojowych na Przedmościu Bydgoskim w dn. 03.09.1939r (opr. i rys. autora).
Legenda:
1 - przebieg polskich linii obronnych,
2 - ruchy sił niemieckich,
3 - polskie kompanie i oddziały pomocnicze,
4 - polskie pułki i bataliony piechoty,
5 - polskie dywizjony i baterie artylerii,
6 - miejsca pozawojskowej obrony dróg wylotowych z miasta.




Po zrzucie skoczkowie mieli znaleźć bezpieczne schronienie u ludności niemieckiej, a następnie, jeszcze wieczorem 2 września, rozpocząć działalność dywersyjną na peryferiach Bydgoszczy. Z powodzeniem była ona kontynuowana również następnego dnia, o czym przekonuje, kolportując zasłyszane wiadomości, proboszcz parafii MBNP, ks. Jan Konopczyński: ,,Wiele osób uciekło w kierunku Inowrocławia, gdzie po drodze byli ostrzeliwani przez dywersantów niemieckich i spadochroniarzy. Opowiadali mi o tym parafianie" [6]. Do akcji na znacznie większą skalę ,,desantowcy" mieli wejść w centrum Bydgoszczy, gdzie spotkali się wszak ze zdecydowaną kontrakcją sił polskich - o jednej z takich ,,potyczek" wspomina świadek Marta Lewandowska: ,,Dalszym etapem działalności J. Lewandowskiego było oczyszczenie z desantu niemieckiego śluz przy ul. Marszałka Focha" [7]. Jak wynika z analizowanych relacji, dość liczny oddział niemieckich Fallschirmjäger [8] - stanowiących wszak elitę Wehrmachtu - walczył szczególnie skutecznie, skoro tylko pięciu z nich poległo w walce - ich zwłoki miał widzieć i ,,bezbłędnie rozpoznać" dziennikarz Józef Kołodziejczyk: ,,Widziałem na Zbożowym Rynku 5 trupów. Były one ubrane w podobne do siebie ciepłe swetry pod szyję. Nie byli to więc miejscowi ludzie, dni były bowiem gorące i nikt z miejscowych tak ciepło się nie ubierał. Przypuszczam więc, że byli to niemieccy skoczkowie spadochronowi, przysłani dla wzmocnienia dywersji" [9] - a zaledwie jednego wzięto do niewoli, co relacjonuje ppor. Stanisław Kuziela, oficer żywnościowy kwatery głównej 15 DP: ,,Tego dnia [tj. 3 września - dop. autora] znalazł się u nas w szkole pierwszy jeniec niemiecki. Był to spadochroniarz. W jakich okolicznościach i kiedy został schwytany, tego nie wiem" [10].
Tyle naoczni świadkowie. Żadna z przytoczonych relacji, ze względu na niezmiernie ogólnikowy charakter, tudzież oparcie wnioskowania na przypuszczeniach bądź domniemaniach, nie może stanowić dowodu za rzeczywistym lądowaniem niemieckiego desantu. Wprost przeciwnie, cały szereg faktów zawartych w relacjach musimy zakwestionować jako przeinaczenia bądź konfabulacje, całkowicie nierealne w ówczesnych uwarunkowaniach wojskowych i geograficzno-przyrodniczych.
Co ważniejsze, należy z całą mocą podkreślić, że w zbiorze kilkuset zachowanych materiałów 15, 27 i 9 DP, wytworzonych w Bydgoszczy oraz najbliższej okolicy w pierwszych dniach września 1939 roku, a zgromadzonych w Centralnym Archiwum Wojskowym, nie ma praktycznie żadnej wzmianki na temat spadochroniarzy. Jedyna informacja o ,,niemieckich desantowcach" zawarta jest w meldunku sporządzonym 5 września 1939 roku o godzinie 16.50 w miejscowości Wypaleniska przez ppor. Ułdysa.xi Na podstawie zeznań uciekinierów z Bydgoszczy: Edmunda i Tadeusza Kuścielskich oraz Edmunda Lipińskiego, donosi do sztabu 15 DP co następuje: ,,Godzina 13.00 - od strony Myślęcinka ulicą Gajową przeszło ośmiu hitlerowców umundurowanych w hełmach i z karabinami. Godzina 13.20 - było na tej samej drodze 80 Niemców. Jak przypuszczają obecnie będzie w Bydgoszczy około 200. Zbierają młodych ludzi. Rozdają konserwy i cukierki. Przypuszczają oni, że są to dessanci wysadzeni z samolotów." To wszystko. Rzecz jasna przytoczony meldunek z oczywistych względów nie może stanowić dowodu w sprawie. Wkraczający do Bydgoszczy ulicą Gajową umundurowani hitlerowcy to oczywiście nie ,,dessanci", lecz regularni żołnierze 121 pp ze składu 50 DP, który tego dnia, posuwając się przez Smukałę, a następnie rejon koszar przy ulicy Gdańskiej, zajął wschodnią część Bydgoszczy [12]. Należy również skonstatować, że żołnierze Wehrmachtu nie byli bynajmniej początkowo zbrodniczo nastawieni do ludności polskiej, skoro napotkanym rozdawali swoje osobiste zapasy. Wszystko zmieniło się w ciągu kilku najbliższych godzin, kiedy żołnierze odkryli zwłoki swoich zabitych w walce lub pomordowanych ziomków, a sami ponieśli straty od ognia ukrytych, nie umundurowanych polskich obrońców (z niemieckiego punktu widzenia zwykłych dywersantów).
Przyjrzyjmy się bliżej każdej ze ,,stref zrzutu", wykorzystując do analizy polską mapę sztabową w skali 1:100 000 z 1934 roku (ryc. 2).




Rys. 2. Lokalizacja stref lądowania niemieckich spadochroniarzy w kontekście rozmieszczenia stanowisk polskiej artylerii p.lotniczej (na podkładzie mapy WIG z 1934 roku).
Legenda:
1 - strefy lądowania niemieckich spadochroniarzy,
2 - zasięg dział przeciwlotniczych i ciężkich karabinów maszynowych,
3 - stanowiska ogniowe dział 40 mm Boforsa (numery rzymskie odpowiadają numerom dział w tekście),
4 - stanowiska ogniowe ciężkich karabinów maszynowych.

Pierwszy rejon to ,,lasy koło Łęgnowa", gdzie skoczkowie mieli lądować rankiem 2 września. Użyte w relacji starosty Suskiego określenie może oznaczać jedynie kompleks leśny na zachód od Łęgnowa, w miejscu późniejszych niemieckich zakładów zbrojeniowych D.A.G. (obecny Zachem S.A. oraz Nitrochem S.A.) (ryc. 2, strefa 1). Za odrzuceniem możliwości desantu przemawiają następujące fakty:
- Skrajnie niekorzystny, lesisty teren, bez otwartych obszarów lub polan umożliwiających bezpieczne lądowanie skoczków; skok wprost na drzewa był rzecz jasna niemożliwy. Używane w tym czasie przez formacje Fallschirmjäger spadochrony modelu RZ 1 (Rückenpackung Zwangauslösnung 1) ze względów konstrukcyjnych absolutnie nie nadawały się do przeprowadzenia precyzyjnego, punktowego lądowania. Po wyskoczeniu z samolotu niemieccy spadochroniarze, pozbawieni w zasadzie możliwości sterowania w locie, zachowywali się jak manekiny targane przez wiatr, które nie są w stanie decydować o miejscu, prędkości i kierunku lądowania [13]. Z tego powodu zrzut większej formacji żołnierzy musiał odbywać się nad terenami otwartymi.
- Od 16 sierpnia do wczesnych godzin rannych 2 września 1939 roku na obszarze od Solca Kujawskiego do Ostomecka - w tym w wioskach Łęgnowo, Otorowo, Plątnowo, Plątnowice, Wypaleniska i Makowiska, zamieszkałych w zdecydowanej większości przez ludność niemiecką - stacjonowały w pełnej gotowości bojowej tysiące żołnierzy 13 DP, wchodzącej w skład Korpusu Interwencyjnego. Oddziały uzupełniały tu braki organizacyjne, a żołnierze budowali umocnienia polowe w rejonie Solec Kujawski - Rudy. Sprzęt i ludzi rozlokowano we wszystkich miejscowych gospodarstwach [14]. W relacjach oficerów 13 DP, złożonych w CAW, nie odnajdujemy żadnych wzmianek na temat aktów sabotażu, akcji dywersyjnych czy choćby wrogiego ustosunkowania się tubylców [15]. Jedyny wspomniany tam wypadek aktywności nieprzyjaciela to przeprowadzona 1 września przez samoloty Luftwaffe ,,dywersja lotnicza" na stację kolejową Ostromecko. W wyniku nalotu dywizja poniosła pewne straty, nie miało to jednak wpływu na jej potencjał bojowy ani przebieg procedury załadowczej [16]. Nic podejrzanego nie zauważyli również polscy mieszkańcy Łęgnowa [17]. Trudno zatem założyć, by żołnierze 13 DP nie spostrzegli wrogiego desantu, czy też wcześniej nie odkryli żadnych symptomów przygotowań do zrzutu skoczków, w które siłą rzeczy musiała być zaangażowana mniejszość niemiecka.
Relacja starosty Suskiego, stanowiąca jedyny właściwie dowód w sprawie, została spisana wyłącznie z pamięci w okresie powojennym, a więc kilkanaście lat po rzeczonych wydarzeniach. Fragment dotyczący desantu pod Łęgnowem autor zredagował, co sam wyraźnie zaznacza, na podstawie zasłyszanych wiadomości od osób trzecich. Dowód ten należy uznać zatem za wątpliwy. Dysponujemy na szczęście innym, dużo bardziej wartościowym dokumentem, który rzuca odmienne światło na analizowane zagadnienie. Jest nim telefonogram przekazany przez starostę Suskiego do Urzędu Wojewódzkiego w Toruniu około południa 2 września 1939 roku [18]. W obszernym, skrupulatnie przygotowanym meldunku nie ma najmniejszej wzmianki ani o niemieckich spadochroniarzach lądujących pod Łęgnowem, ani o walce z nimi, ani tym bardziej o wzięciu części z nich do niewoli! Trudno zatem założyć, by starosta nie powiadomił zwierzchników o tym niezmiernie ważnym fakcie, a znalazł m. in. sposobność proszenia o przydział masek przeciwgazowych dla własnych urzędników. O lądowaniu i walce z niemieckimi spadochroniarzami na omawianym obszarze nie wspomina również dowódca 82 batalionu wartowniczego mjr Jan Sławiński, ani nawet skrajnie tendencyjny w swoich poglądach Komendant Placu mjr Albrycht.
W świetle przedstawionych faktów należy więc odrzucić pogląd o niemieckim desancie pod Łęgnowem.
Powyższa konstatacja nie neguje bynajmniej możliwości operowania w rejonie Puszczy Bydgoskiej niewielkich grup dywersyjnych, przybyłych tam jednak 2 września w sposób bardziej konwencjonalny, razem z tłumem uchodźców [19]. Dowodzi tego komunikat informacyjny nr 4 szefa sztabu Armii ,,Pomorze" z godziny 08.30 dnia 3 września, gdzie zawarto informację o ostrzelaniu poprzedniego dnia w Łęgnowie transportów 13 DP przez bliżej niesprecyzowaną ,,bandę" [20]. Na obecną chwilę nie ma żadnych podstaw, aby podważyć jego wiarygodność [21]. Nasilenie akcji dywersyjnych w okolicach Łęgnowie miało nastąpić w ciągu kilku następnych dni, co relacjonują liczni polscy świadkowie. Tu sytuacja nie jest już tak jednoznaczna, o czym w drugiej części niniejszego opracowania.
Druga strefa lądowania niemieckich spadochroniarzy znajdowała się w Lesie Gdańskim, na północ od torów kolejowych i koszar 61 pp przy ówczesnej ulicy Północnej (obecnie ul. Powstańców Warszawy), gdzie zrzut miał nastąpić 2 września 1939 roku około godziny 21.30. Współcześnie na tym terenie zlokalizowany jest Leśny Park Kultury i Wypoczynku (ryc. 2, strefa 2). Za odrzuceniem możliwości lądowania tu desantu przemawiają następujące fakty:
Jeszcze bardziej niekorzystny niż w przypadku Łęgnowa lesisty teren, bez polan czy otwartych terenów umożliwiających bezpieczne lądowanie skoczków
Bezpośrednio w miejscu lądowania desantu rozlokowane były tabory oraz liczne pododdziały wojska polskiego (ryc. 1). Według materiałów źródłowych w krytycznym momencie znajdowały się tutaj:
- pluton strzelecki z dwoma c.k.m. z 82 batalionu wartowniczego, który od rana 2 września rozlokowano w rejonie stacji wodociągowej, przy skrzyżowaniu szosy gdańskiej z torem kolejowym. W myśl rozkazu Szefa Sztabu 15 DP z godziny 06.30, jego zadaniem było ,,zabezpieczenie wejścia do miasta od północy przed rzekomo przedostałymi się do tego rejonu pojedynczymi czołgami lub samochodami pancernymi" [22].
- patrol saperów z minami przeciwpancernymi [23], którego zadaniem było położenie pól minowych oraz przygotowanie zapór (zawałów) przeciwczołgowych ze ściętych drzew [24].
- zgrupowanie taborów żywnościowych 22 i 59 pp. Zgodnie z rozkazem Szefa Sztabu 15 DP ppłk. Drotlewa (L.dz.13/2/Op.Kwat), tabory miały wieczorem tego dnia ulokować się w lesie, 2 km na południe od Myślęcinka [25].
- dywizyjny skład amunicji piechoty Nr 2 - punkt rozdzielczy amunicji dla 22 i 59 pp. W myśl tego samego rozkazu, wieczorem miał zając pozycję przy ,,szosie w lesie /1,5 km na południe od D. Myślęcinek/" [26].
- 1. kompania baonu marszowego 62 pp, od wieczora rozlokowana w rejonie Myślęcinka [27]
- pół plutonu strzeleckiego z 82 batalionu wartowniczego, który w godzinach popołudniowych zorganizował w Myslęcinku punkt zborny dla rozbitków z 9 i 27 DP. Po kilku godzinach zatrzymano tu kilka tysięcy polskich żołnierzy. Nocą z 2 na 3 września stworzono z nich improwizowaną kompanię z 4 c.k.m., rozlokowaną następnie na północ od Myślęcinka, po obu stronach szosy gdańskiej [28].
W związku z powyższym należy uznać za całkowicie nieprawdopodobne, aby polscy żołnierze i taboryci nie spostrzegli zrzutu, a później nie podjęli walki z niemieckimi spadochroniarzami lądującymi wprost na ich stanowiska obronne bądź miejsca postoju. Nic takiego nie miało miejsca, o czym przekonuje brak jakichkolwiek wzmianek na ten temat w stosunkowo licznych meldunkach 15 DP z 2 i 3 września. Nic podejrzanego na obszarze Lasu Gdańskiego nie zauważył również mjr Sławiński, który w drodze do punktu zbornego w Myślęcinku przejeżdżał tędy dwukrotnie: po południu 2 września oraz tuż po północy 3 września [29]. Co więcej, w porannym meldunku placówki w Myślęcinku stwierdzono wyraźnie, że na rzeczonym obszarze ,,noc była spokojna" [30].
Strefa lądowania znajdowała się w zasięgu średniej i lekkiej polskiej artylerii przeciwlotniczej. Największy potencjał w zwalczaniu niemieckich samolotów miała 15 Bateria Artylerii Przeciwlotniczej por. Tomasza Neugebauera, uzbrojona w cztery 40 mm działa p-lot. Boforsa. Rozmieszczenie jej działonów przedstawia aloata dołączona do pisma Dowódcy Artylerii Dywizyjnej 15 DP ppłk. Wojciecha Stachowicza z 2 września 1939 roku [31]. Po transponowaniu aloaty na plan Bydgoszczy z 1934 roku uwidaczniają się pola ostrzału oraz stanowiska ogniowe poszczególnych dział: I w rejonie torów kolejowych na Wilczaku [32], II w Gogolinku, III na placu ćwiczeń na Ludwikowie, IV w pobliżu przysiółka Nowa Ruda (ryc. 2). Zgrupowanie dział w dwóch centrach podyktowane było względami operacyjnymi: zadaniem II i IV działonu była obrona przeciwlotnicza stanowisk ogniowych III dywizjonu 15 pal na pozycji ryglowej, natomiast I i III obrona węzła dróg wylotowych z miasta. W celu zabezpieczenia lotniska, na jego płycie ulokowano dodatkowo jedną, analogiczną armatę Boforsa. Trudniej zrekonstruować stanowiska ciężkich karabinów maszynowych 82 Kompanii Przeciwlotniczych Karabinów Maszynowych kpt. Józefa Hoppe [33]. Na podstawie fragmentarycznych informacji z zachowanych meldunków możemy powiedzieć, że rozmieszczone były one m.in. przy Papierni na Jachcicach, w koszarach 15 pal przy ul. Gdańskiej [34] oraz terenie Dworca PKP przy ul. Zygmunta Augusta [35]. Ostatnią liczącą się siłą był pluton ciężkich karabinów maszynowych 82 batalionu wartowniczego, zajmujący pozycje ogniowe na placu pomiędzy gimnazjum niemieckim przy ul. Pierackiego (obecnie Chodkiewicza) a cmentarzem ewangelickim przy ul. Jagiellońskiej (obecnie Park Ludowy im. Wincentego Witosa) [36]. Od świtu 1 września polska artyleria przeciwlotnicza prowadziła ogień do przelatujących nad Bydgoszczą samolotów Luftwaffe, nie czyniąc im co prawda większej szkody [37]. Skład nieprzyjacielskiej formacji, czas i kierunek przelotu, jak również rezultaty ostrzału były precyzyjnie odnotowywane w meldunkach sytuacyjnych Dowódcy Artylerii 15 DP za dzień 1 i 2 września [38] oraz meldunkach szczegółowych [39]. Strefa lądowania w Lesie Gdańskim, jak wynika z analizy sporządzonego planu, znajdowała się w polu rażenia ciężkich karabinów maszynowych z koszar 15 pal przy ulicy Gdańskiej oraz działa nr III z 15 Baterii Artylerii Przeciwlotniczej. To ostatnie, rozmieszczone na Ludwikowie, 1 września prowadziło ogień o godzinie 15.05, a zapewne również o 14.50 i 16.05; z podobną aktywnością strzelało również dnia następnego. Nic nie stało zatem na przeszkodzie, aby późnym wieczorem 2 września obserwatorzy artyleryjscy wypatrzyli spadochroniarzy, a działo otworzyło ogień do kilku samolotów transportowych typu Junkers Ju 52 [40] zrzucających desant na Las Gdański; to samo tyczy się ciężkich karabinów maszynowych w koszarach przy ulicy Gdańskiej. Tymczasem w meldunku sytuacyjnym Dowódcy Artylerii Dywizyjnej 15 DP ppłk. Wojciecha Stachowicza za dzień 2 września 1939 roku nie ma najmniejszej wzmianki ani o takiej akcji, ani nawet o zauważeniu wrogich maszyn nad rzeczoną strefą ! [41]
W świetle przedstawionych faktów, teza o lądowaniu niemieckich spadochroniarzy w Lesie Gdańskim musi zostać definitywnie odrzucona.
Trzecia strefa obejmować miała kompleks leśny na południe od lotniska, w rejonie ulicy Szubińskiej (ryc. 2, strefa 3). Lądowanie nieprzyjacielskich skoczków relacjonuje tyko jeden świadek, urzędnik sądowy Antoni Szynka, który nie precyzuje wszak ich liczby, ani godziny zrzutu.
W przeciwieństwie do scharakteryzowanych wcześniej stref pod Łęgnowem i w Lesie Gdańskim, omawiany obszar był znacznie korzystniejszy, oferując w zachodniej części dogodne, otwarte tereny w pobliżu wsi Białe Błota, po obu stronach drogi Bydgoszcz - Rynarzewo. Dodatkowym atutem było rozmieszczenie lasów, otulających zwartym pierścieniem obszar hipotetycznego lądowania, co zapewniało względną skrytość oraz łatwość ukrycia skoczków. Część wschodnia strefy była bez porównania gorsza, gdyż zwarta połać lasów wykluczała możliwość desantu z powietrza.
Pomimo sprzyjających warunków terenowych, także i tutaj należy zakwestionować możliwość lądowania niemieckich Fallschirmjäger. Przemawiają za tym następujące fakty:
Lotnisko zabezpieczał oddział wydzielony ze składu 82 batalionu wartowniczego [42]. Żołnierze baonu łatwo powinni zatem dostrzec niemieckich spadochroniarzy szybujących nad pobliskimi lasami, tym bardziej, że ich zrzut miał obserwować ulokowany znacznie dalej, bo na ulicy Nakielskiej, świadek Szynka. Nic takiego nie miało miejsca, o czym przekonuje brak jakiejkolwiek wzmianki na ten temat w relacji mjr. Sławińskiego [43]. Stosunkowo liczne siły rozmieszczone były także w miejscu potencjalnego lądowania (ryc. 1): w Białych Błotach stacjonował bliżej niesprecyzowany oddział Obrony Narodowej [44] oraz wycofana z Przedmościa Bydgoskiego 14 Grupa Fortyfikacyjna [45], natomiast umocnienia południowej części Przedmościa, od Rynarzewa do Lisiego Ogonu, obsadzały pododdziały 7 i 8 kompanii III batalionu 59 pp.[46] W archiwalnych materiałach z Centralnego Archiwum Wojskowego, jak również w relacjach żołnierzy wzmiankowanych jednostek nie odnajdujemy żadnych informacji o nieprzyjacielskim desancie.
Rejon lotniska, jak wynika ze sporządzonego planu rozmieszczenia artylerii przeciwlotniczej, był jednym z najsilniej bronionych miejsc Bydgoszczy. Strzegły go dwa działa 40 mm: jedno rozmieszczono bezpośrednio na płycie lotniska, drugie w rejonie torów kolejowych na Wilczaku. Ich zasięg pokrywał bez mała całą strefę potencjalnego lądowania (ryc. 2). Działo nr I na Wilczaku w pierwszym dniu wojny kilkukrotnie otwierało ogień do celów powietrznych, w meldunku sytuacyjnym z dnia 1 września wyszczególniono m.in. ,,Godzina 14.50 - samolot niemiecki typ nierozpoznany, prawdopodobnie lekki bombowiec lub rozpoznawczy. Wysokość 3000 m z kierunku północno-zachodniego. Ostrzelany. Po ostrzelaniu zmienił kierunek na wschodni", ,,Godzina 15.45. Samolot niemiecki w rejonie Wilczak z kierunku północnego. Wysokość 2500 m. Ostrzelany odleciał na wschód", ,,Godzina 16.05 - samolot niemiecki rozpoznawczy z kierunku północno-zachodniego na północno-wschodni. Wysokość 3000 m. Ostrzelany" [47]. Równie precyzyjne informacje o działalności bojowej działonu zawarto w meldunku sytuacyjnym z 2 września [48]. W analizowanym dokumencie, gdzie wypunktowano wszystkie samoloty wroga rozpoznane tego dnia nad pozycjami 15 DP, nie ma najmniejszej wzmianki o zauważeniu zrzutu bądź otwarciu ognia do spadochroniarzy nad bydgoskim lotniskiem.
Mając do dyspozycji meldunek Dowódcy Artylerii Dywizyjnej 15 DP ppłk. Wojciecha Stachowicza z 2 września 1939 roku oraz spisaną 20 lat później, w czerwcu 1959 roku relację urzędnika Antoniego Szynki, nie pozostaje nic innego, jak uznać za wiarygodne i rozstrzygające to pierwsze źródło. W związku z powyższym należy definitywnie odrzucić tezę o niemieckim desancie w ostatniej już, trzeciej strefie zrzutu.
Udział niemieckich spadochroniarzy w wydarzeniach bydgoskiej ,,krwawej niedzieli", uznawany niemal za paradygmat przez wielu badaczy, przy bliższej analizie wykazuje nie tylko brak wewnętrznej spójności, ale i nie ma żadnego potwierdzenia w polskich źródłach o proweniencji wojskowej. Wzmiankowane w literaturze przedmiotu podobne akcje na terenie centralnej i wschodniej Polski [49] - dodajmy, nieliczne i nie mające w istocie żadnego znaczenia dla toku całej kampanii - mogą być traktowane jedynie jako przesłanki, nigdy zaś jako dowody potwierdzające podobną operację w rejonie Bydgoszczy. Co więcej, niektóre z przytoczonych oryginalnych meldunków prawdopodobnie nie dotyczą wcale zrzutu dywersantów, lecz lądowania załóg uszkodzonych samolotów Luftwaffe. Według źródeł niemieckich [50], na ewakuujących się lotników urządzano formalne obławy, kończące się niejednokrotnie linczem. Brała w nich udział miejscowa ludność, uzbrojona w siekiery, widły, pałki a nawet łopaty. Nad tymi, i podobnymi rewelacjami strony niemieckiej można by przejść do porządku dziennego, jako kolejnym wymysłem hitlerowskiej propagandy, gdyby nie znane autorowi relacje ... strony polskiej. W zbiorach Wojskowego Biura Badań Historycznych znajduje się wspomniana wcześniej relacja por. Antoniego Tarnawskiego z 18 Pułku Ułanów. Trzeciego września 1939 roku był on świadkiem zestrzelenia pod Chełmżą niemieckiego samolotu oraz późniejszych, dramatycznych wypadków z udziałem pojmanego pilota: ,,Ostatni bombowiec stanął w płomieniach i obniżał się gwałtownie. Oderwał się od niego czarny punkcik i począł lecieć do dołu, by przeobrazić się w biały grzybek spadochronu. Z miasta wyruszył natychmiast w tym kierunku samochód ciężarowy z oficerem i kilkoma żołnierzami. Po kilku minutach powrócił. W miejscu gdzie staliśmy przy rogatce uzbierał się tłum ludzi i zagrodził kierowcy drogę. W szoferce siedział blady jak papierek jeniec. Kobiety i dzieci uzbrojone w kije i siekiery rycząc śmierć mordercom usiłowały wyciągnąć go z szoferki i zlinczować. Niemiec drżał i pot ciurkiem spływał mu po twarzy. Nie chciałem dopuścić do czegoś podobnego i interweniowałem energicznie i sądzę że mnie zawdzięcza życie" [51]. Po raz kolejny należy skonstatować, że nie wszystko podczas kampanii 1939 roku było tak proste i oczywiste, jak starano się nam przedstawiać przez ostatnie 60 lat. Zdarzały się również i takie, wcale nie jednostkowe przypadki łamania podstawowych zasad konwencji genewskiej. Niestety, między bajki można włożyć stwierdzenie mjr. Wojciecha Albrychta, że ,,społeczeństwo polskie nie ma w swoim charakterze cech zbrodniczych" [52].
Na podstawie analizy dostępnych obecnie materiałów i opracowań nie ulega wątpliwości, że jedyną formacją zdolną do zrzucenia kilkuset spadochroniarzy w rejonie Bydgoszczy była Luftwaffe. Odpowiednim potencjałem, w postaci środków transportowych oraz dużej liczby przeszkolonych żołnierzy, nie dysponowała bowiem ani Abwehra, ani Heer (Wojska Lądowe) ani nawet SS, która, co należy dodać, posiadała niewielki, karny oddział powietrznodesantowy - 500 SS Fallschirmjägerbataillon pod dowództwem Hauptsturmführera Rybka, wsławiony dużo później straceńczym atakiem na górską kwaterę Tity. Luftwaffe Göringa, po wchłonięciu w styczniu 1939 roku utworzonego przez armię 2.


Ryc. 3. Spadochroniarze gen. Kurta Studenta z 7. Dywizji Powietrznodesantowej we wrześniu 1939 roku na
pewno nie lądowali w rejonie Bydgoszczy (wg B. Quarrie, M. Chappell, Niemieckie oddziały ..., s. 27).

Fallschirmjägerbataillon mjr. Heidricha, ze zdwojoną energią przystąpiła do rozbudowy własnej, utworzonej w lipcu 1938 roku 7. Dywizji Powietrznodesantowej (7. Fliegerdivision) gen. Kurta Studenta. Do wybuchu wojny sformowano dwa pułki powietrznodesantowe: pierwszym (FJR 1) dowodził mjr Bruno Bräuer, drugim (FJR 2) mjr Richard Heidrich. Obydwa zorganizowano zgodnie ze standardami przyjętymi w piechocie - pułk liczył trzy bataliony, w skład każdego batalionu wchodziły cztery kompanie. Całość uzupełniała kompania pionierów, rozpoczęto również tworzenie jednostek pomocniczych: przeciwpancernych, rozpoznawczych, medycznych, łączności, lekkiej artylerii i artylerii przeciwlotniczej. Dywizja miała osiągnąć pełną sprawność bojową na wiosnę 1940 roku [53].
Tuż przed wybuchem wojny jednostkę gen. Studenta przesunięto w rejon Głogowa, skąd wybrane oddziały miały być użyte do akcji bojowych na terenie Polski - planowano desanty w celu przechwycenie mostów na Wiśle w Tczewie i pod Puławami, jak również utworzenie przyczółka mostowego na Sanie pod Jarosławiem.liv Zamierzonych akcji nigdy nie przeprowadzono, odwołując rozkazy niemal w ostatniej chwili, prawdopodobnie w obawie o przedwczesne ujawnienie faktu posiadania sprawnie działających jednostek powietrznodesantowych. Gros dywizji nie brał udziału w walkach - niewielkie grupy spadochroniarzy podjęły jedynie działania rozpoznawcze, przekraczając Wisłę i ponosząc pewne straty w potyczce pod Wolą Gułowską [55], inni walczyli jako zwykła piechota w bitwie nad Bzurą [56].
Zaplanowany z dużym rozmachem, a następnie niezwykle śmiało przeprowadzony koncentryczny atak na Bydgoszcz byłby zatem bez wątpienia największą operacją Fallschirmjäger podczas kampanii polskiej, porównywalną jedynie z zakrojonymi na dużą skalę działaniami w Norwegii, Danii, Belgii i Holandii wiosną 1940 roku. Atak byłby powodem do dumy dla dywizji, uczestnikom przyniósł deszcz odznaczeń i awansów, zostałby również właściwie wykorzystany przez hitlerowską propagandę. Nic bardziej mylnego, o czym przekonują sami żołnierze 7. Fliegerdivision. Po zakończeniu działań bojowych w Polsce, gen. Student przekazał Hitlerowi słowa zawiedzionych spadochroniarzy, którzy żalili się, że nie mogli wziąć udziału w walkach. Hitler odpowiedział krótko: "Na pewno wykorzystamy ich w naszych działaniach na Zachodzie". Słowa dotrzymał, o czym przekonują przeprowadzone pół roku później udane akcje Fallschirmjäger w Skandynawii i krajach Beneluksu.
W świetle przedstawionych faktów działania niemieckich spadochroniarzy w Bydgoszczy okazują się mitem, stworzonym na podstawie kilku mało wiarygodnych relacji ,,naocznych świadków". Mit ten należy rozpatrywać w tym samym kontekście, co rozpowszechnianą już po zajęciu miasta przez Wehrmacht pogłoskę o desancie wojsk francuskich, zamieszczoną w znakomitym ,,Pamiętniku Gapia" Zbigniewa Raszewskiego: ,,Desant francuski w Borach Tucholskich! Całe dywizje lądują na spadochronach. Panie, Murzyni jak dęby, pięściami Niemców zabijają, mój sąsiad widział na własne oczy!" [57] Godne podkreślenia są zwłaszcza te ostatnie
słowa ...

Literatura:
[1] W. Trzeciakowski, Wł. Sobecki, ,,Krwawa Niedziela” w Bydgoszczy. Jedyny pasujący klucz do wydarzeń z 3 i 4 września 1939, brak roku i miejsca wydania, s. 60-61.
[2] Julian Sałacki, Relacja nr 1 starosty bydgoskiego, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 81.
[3] Stanisław Matuszewski, Relacja nr 61 podoficera 15 pal, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 250.
[4] Antoni Szynka, Relacja nr 68 byłego urzędnika sądowego, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 265.
[5] Antoni Szynka, Aneks do relacji nr 68, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 305-306.
[6] Ks. Jan Konopczyński, Relacja ..., s. 348.
[7] Marta Lewandowska, Aneks do relacji nr 45, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 243.
[8] Na podstawie cytowanych relacji nie sposób precyzyjnie ustalić liczebności niemieckiego ,,desantu”. Świadek Stanisław Matuszewski wspomina o około 80 spadochroniarzach zrzuconych na Las Gdański, z kolei Antoni Szynka mówi o ,,licznych spadochroniarzach” lądujących w rejonie bydgoskiego lotniska. Zakładając, że każda z trzech grup liczyła kilkudziesięciu skoczków, daje to ogólną liczbę około 200 Fallschirmjäger !
[9] Józef Kołodziejczyk, relacja nr 66 członka zarządu Straży Obywatelskiej, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 260.
[10] Ppor. Stanisław Kuziela, Relacja nr 11 oficera żywnościowego kwatery głównej 15 DP, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 155.
[11] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/5, karta 172. Podpis jest słabo czytelny, na karcie brak macierzystej jednostki oficera. Biorąc pod uwagę ówczesne rozmieszczenie oddziałów 15 DP możemy przypuszczać, że ppor. Ułdys (?) służył w 59 pp.
[12] T. Esman, W. Jastrzębski, Pierwsze miesiące okupacji hitlerowskiej w Bydgoszczy w świetle źródeł niemieckich, Bydgoszcz 1966, s. 149.
[13] B. Quarrie, M. Chappell, Niemieckie oddziały powietrznodesantowe 1939-1945, tłum. J. M. Godzimirski, Warszawa 1998, s. 21-23.
[14] Kazimierz Haftka, Łęgnowo, Relacja w zbiorach autora.
[15] CAW, sygn. II/3/3, relacja ppłk. Kazimierza Siudowskiego, karta 120-122; CAW, sygn. II/3/3, relacja kpt. Janusza Gorskiego, karta 130; CAW, sygn. II/3/3, relacja kpt. Michała Jegleta, karta 143; CAW, sygn. II/3/3, relacja kpt. Józefa Grzywacza, karta 148; CAW, sygn. II/3/3, relacja ppłk. Feliksa Miklasa, karta 153; CAW, sygn. II/3/3, relacja mjr. Andrzeja Bulińskiego, karta 155.
[16] CAW, sygn. II/3/3, relacja ppłk. Kazimierza Siudowskiego, karta 122. Według kpt. Józefa Grzywacza, o godzinie 06.00 1 września niemieckie samoloty zaatakowały również na stacji kolejowej Fordon jeden z eszelonów 44 pp. Atak odparto, strat nie było – CAW, sygn. II/3/3, relacja kpt. Józefa Grzywacza, karta 148. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że wspomniany nalot nastąpił dopiero następnego dnia, tj. 2 września.
[17] Kazimierz Haftka, Łęgnowo, Relacja w zbiorach autora.
[18] CAW, sygn. II/20/3, karta 5. Na oryginalnym dokumencie brak jest godziny nadania. W niektórych publikacjach błędnie podano, że telefonogram wysłano wieczorem 2 września – J. Kutta, Wydarzenia 3 i 4 września w Bydgoszczy - ,,Blutsonntag”, [w] Historia Bydgoszczy, t. II, cz. 2. 1945-1945, red. M. Biskup, Bydgoszcz 2004, s. 49. Z całą pewnością przekazano go do Torunia przed południem tego dnia, na co wskazuje brak jakichkolwiek informacji o bombardowaniu Bydgoszczy 2 września (co nastąpiło dopiero o godzinie 11.45).
[19] O podobnym wypadku w Koronowie, gdzie pierwszego dnia wojny ujęto w tłumie uchodźców sześciu niemieckich szpiegów uzbrojonych w karabiny maszynowe, doniósł w znanym nam już telefonogramie starosta Suski – CAW, sygn. II/20/3, karta 5.
[20] Instytut Polski i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie, Armia ,,Pomorze” – 3 września 1939 r., sygn. A.II.11/19, dok. 5.
[21] Jak zaznaczono wcześniej, o powyższym fakcie nie ma żadnej wzmianki w relacjach oficerów 13 DP zgromadzonych w CAW. Zobacz przypis 105.
[22] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 46.
[23] Ibidem.
[24] Mjr Jan Sławiński, Relacja ..., s. 130.
[25] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 103.
[26] Ibidem.
[27] Por. Edmund Markiewicz, dowódca 1. kompani baonu marszowego 62 pp, relacja w zbiorach autora.
[28] Mjr Jan Sławiński, Relacja ..., s. 126.
[29] Ibidem, s. 125-126.
[30] Ibidem, s. 126.
[31] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 102.
[32] W rejonie dzisiejszej ulicy Trentowskiego.
[33] Oryginalne meldunki z września 1939 roku sygnowane są pieczęcią z nazwą: Samodzielna Kompania C.K.M. i Broni Towarzyszącej 82 – CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 63, 64.
[34] Ibidem.
[35] Ppor. Stanisław Kasperski, Relacja nr 24 dowódcy 2 plutonu 82 kompanii przeciwlotniczej 15 DP, [w:] Edward Serwański, Dywersja niemiecka i zbrodnie hitlerowskie w Bydgoszczy na tle wydarzeń w dniu 3 IX 1939, Poznań 1984, s. 178.
[36] Mjr Jan Sławiński, Relacja ..., s. 123-124.
[37] Innego zdania byli artylerzyści 15 Baterii Artylerii Przeciwlotniczej, którzy 2 września zgłosili zestrzelenie o godzinie 15.00 nieprzyjacielskiego samolotu typu Ju 86. Sukces miała potwierdzić kompania kolarzy – CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 96.
[38] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 14, 96.
[39] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 63, 64.
[40] Niemieckich spadochroniarzy przewożono nad cel na pokładzie samolotów Junkers Ju 52/3m, z których każdy, w zależności od wersji i wyposażenia, zabierał ich od 12 do 18. Zakładając średnio 15 skoczków na samolot, desant na Las Gdański musiało przeprowadzić zatem 5 – 6 maszyn transportowych - B. Quarrie, M. Chappell, Niemieckie oddziały ..., s. 22.
[41] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 96.
[42] Mjr Jan Sławiński, Relacja ..., s. 130.
[43] Ibidem, s. 124-126.
[44] Wojskowe Biuro Badań Historycznych, Wojna Obronna 1939 roku, kpt. Stanisław Wadlewski, Relacja oficera rezerwy – sapera z września 1939 roku /14 grupa fortyfikacyjna/, sygn. II/2/285, s. 9; Instytut Polski i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie, relacja kpr. Feliksa Makowskiego, sygn. B.I.27/B/8, s. 1. Lakoniczne informacje w obydwu źródłach nie dają podstaw do odpowiedzi, jakie oddziały Obrony Narodowej stacjonowały w Białych Błotach. W grę wchodzi baon ON ,,Bydgoszcz” lub ,,Nakło”.
[45] Wojskowe Biuro Badań Historycznych, Wojna Obronna 1939 roku, kpt. Stanisław Wadlewski, Relacja oficera rezerwy – sapera z września 1939 roku /14 grupa fortyfikacyjna/, sygn. II/2/285, s. 9.
[46] CAW, sygn. II/1/35, karta 15-16; Instytut Polski i Muzeum im. gen. Władysława Sikorskiego w Londynie, relacja kpr. Feliksa Makowskiego, sygn. B.I.27/B/8, s. 1.
[47] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 14.
[48] CAW, Akta Armii ,,Pomorze”, sygn. II/11/4, karta 96.
[49] T. Chinciński, Niemiecka dywersja we wrześniu 1939 r. w londyńskich meldunkach, Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej, 2004, nr 8-9, s. 34-36.
[50] Źródła te zostały częściowo opublikowane w pracy Mariusa Emmerlinga, Luftwaffe nad polską. 1939, cz. II. Kampfflieger, Gdynia 2005, s. 9, 72, 96, 101. Jako niedopuszczalne, wręcz skandaliczne należy z kolei uznać insynuacje autora, negujące w zasadzie fakt atakowania przez samoloty Luftwaffe polskich celów cywilnych oraz kolumn uchodźców na drogach!
[51] Wojskowe Biuro Badań Historycznych, Wojna Obronna 1939 roku, por Antoni Tarnawski, Wspomnienia z walk w kampanii wrześniowej i z okupacji, sygn. II/2/188, s. 27-28.
[52] Mjr Wojciech Albrycht, Relacja ..., s. 119.
[53] B. Quarrie, M. Chappell, Niemieckie oddziały ..., s. 5-7.
[54] C. Bekker, Atak na wysokości 4000. Dziennik wojenny niemieckiej Luftwaffe. 1939-1945, tłum. J. Ćwieluch, Warszawa 1999, s 55-56.
[55] B. Quarrie, M. Chappell, Niemieckie oddziały ..., s. 7.
[56] C. Bekker, Atak ..., s. 56.
[57] Z. Raszewski, Pamiętnik Gapia, Bydgoszcz 1994, s. 271.